top of page
  • Zdjęcie autoraPoważnieNiepoważny

Cukierek i psikus

Brandon Mull - Wojna cukierkowa

 

AUTOR: Brandon Mull


TYTUŁ: Wojna cukierkowa


TYTUŁ ORYGINAŁU: The Candy Shop War


TOM: I


GATUNEK: Literatura dziecięca


DATA WYDANIA: 13.10.2021r.


WYDAWNICTWO: WILGA


ISBN: 978-83-280-7294-7


ILOŚĆ STRON: 408


OCENA: 9/10


 

Wyobraźnia to najlepszy procesor, jaki może posiadać istota rozumna. Jeżeli jesteśmy w nią wyposażeni to wszystkie znane i drogie marki mogą się schować ze swoimi najnowszymi sprzętami komputerowymi. Dzięki wyobraźni możemy kreować w swoich umysłach niczym nieograniczone światy i o wszystkim decydować. Kiedy jako dziecko prosiłem o nowy komputer, żeby móc pograć z kolegami w bardziej wymagające gry, zdawałem się nie dostrzegać tego, co już miałem. Wyobraźnia pozwala unosić się nad ziemią, przemierzać zatłoczone miejsca w pelerynie niewidce, wymierzać sprawiedliwość wszystkim tym, którzy się o to ewidentnie proszą itp. Itd. A jakby tak nagle świat wyimaginowany nagiąć trochę, wpuszczając jego skrawek do rzeczywistości…?


Żujesz cukierek i odlatujesz! Nie, ta książka wbrew pozorom nie porusza tematu narkomanii wśród młodzieży. To dzieło zafascynowanego twórczością Tolkiena, Lewisa i Rowling amerykańskiego autora literatury fantasy dla dzieci. Brandon Mull stworzył Baśniobór. I chociaż nie miałem okazji się tym cyklem zapoznać, a Wojna Cukierkowa jest moją pierwszą przygodą z tym pisarzem, to raczej nie będzie dużym odchyleniem od prawdy, kiedy powiem, że Pan Mull umie w tą fantastykę.


„Magiczny Ząbek” to sklepik pokroju tego z marzeniami, o którym wspominał spory czas temu pewien znany mistrz grozy. Tylko tu, pani White, zielonooka kobiecina w podeszłym już wieku handluje słodyczami. Łakocie wyglądają przepysznie, a większość z nich posiada magiczne właściwości. To właśnie dzięki nim kobieta zaskarbia sobie zaufanie czwórki dzieciaków grających w tej powieści pierwsze skrzypce. Nate, Summer, Trevor i Gołąb – członkowie elitarnego, choć kameralnego klubu poszukiwaczy przygód bez zastanowienia wykonują zadania, jakie powierza im właścicielka sklepiku. Przyjemnie jest w ramach przysługi chwilowo pokonywać grawitację, strzelać z palców piorunami, ziać ogniem, czy przenosić świadomość do malutkich fantomów… kiedy jednak stawka jest zbyt wysoka, dzieciakom zapala się lampka w głowie. Czy aby na pewno warto dla chwilowego uniesienia zakraść się na cmentarz i rozkopać stary grób? Do czego prowadzą coraz to dziwniejsze zlecenia pani White? I czy naprawdę można jej zaufać? Dzieciaki będą musiały zmierzyć się z prawdziwym wyzwaniem i dokonać wielu trudnych wyborów w samym środku rozpętanej wojny cukierkowej.


Ile warta jest przyjaźń? Co jesteśmy w stanie poświęcić dla dobra kolegi, koleżanki? Jak daleko jesteśmy się w stanie zatracić w dobrach materialnych? Co się stanie, kiedy rodzicom magiczne krówki zamroczą umysły do tego stopnia, że nie będą zwracać na nic uwagi? Wątek dzieciaków ratujących swoich bliskich, miasteczko, w którym się wychowują, a może i w perspektywie lat – cały świat, jest już skądś znany. „To”, „Stranger Things”, „Skrzynia ofiarna”, „Instytut”… można by wymieniać i wymieniać. Nie inaczej jest w przypadku „Wojny cukierkowej”. Młodociani główni bohaterowie pewnie nie potrafią rozwiązać wielu zadań matematycznych, a muszą mierzyć się z problemami znacznie grubszego kalibru i… powiem szczerze, że całkiem dobrze im to wychodzi.


„Wojna cukierkowa” to powrót do czasów dzieciństwa. Powrót do chłostania kijem (mieczem) nikomu nic nie winnej (krwiożerczej) pokrzywy, bez bliżej (ani dalej) sprecyzowanego celu. Powrót do czasów, kiedy jednym z większych zmartwień był fakt złej pogody, która psuła plany długich wycieczek z kolegami. Powrót do świata nieograniczonych możliwości, kiedy już byliśmy świadomi życia, ale jeszcze słodko nie zdawaliśmy sobie sprawy z jego ciemnego strasznego oblicza i odkrywaliśmy je po trochu. Wreszcie powrót do szkolnych ławek, szkolnych oprawców, szkolnych przyjaźni i dyskusji o marzeniach, które były wtedy w zasięgu wzroku, a z biegiem czasu coraz bardziej się oddalały. Bardzo miło jest powrócić do tego świata beztroski. Mull zabrał mnie w taką podróż opowieścią, którą od początku do końca kreują dzieciaki. Dlatego są tu proste (ale i błyskotliwe) dialogi, prosta historia, dynamiczne opisy wydarzeń, wszystko tak, jakby książkę opowiadało dziecko. A jednak widać tu pióro doświadczonego pisarza. Nie wiem jak to wygląda w przypadku Baśnioboru, ale tu, Mull pokazał jak powinno się pisać książki dla dzieci tak, żeby młodzi czytelnicy czytać chcieli, a przy tym i dorośli w ramach odskoczni dobrze się bawili.

Książkę kończy kilkanaście pytań, mogących stanowić punkt wyjścia do bardzo ciekawych rozmów.

53 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page