- malekz8
"Emigrantka z torebką Louisa Vuittona" Anna Sławińska
Data wydania: 2022-10-18
Data 1. wyd. pol.: 2022-10-18
Liczba stron: 242
Język: polski
Wydawnictwo: Novae Res
ISBN: 9788383131597

"Emigrantka z torebką Louisa Vuittona" Anny Sławińskiej to Paryż widziany oczyma polskiej emigrantki, która kuszona wizją dobrych zarobków, postanawia wyjechać właśnie tam. Anna Sławińska w swojej książce opisuje własne doświadczenia, przemyślenia, a przede wszystkim traumy, których zaznała na obczyźnie. Jako, że sama kocham francuskie klimaty, a Paryż to miejsce w którym każdy chciałby spędzić choć jeden weekend, postanowiłam przeczytać tę książkę. Dodatkowo skłoniło mnie ku temu, że razem w autorką spędziłyśmy ładnych parę lat mieszkając i studiując w tym samym mieście.
Początek historii zaczyna się bardzo ciekawie. Opis pięknego, romantycznego Paryża, to spełnienie marzeń każdej romantycznej duszy. Ekskluzywne butiki, drogie ciuchy, wystawne kolacje, ogólny szyk i elegancja- z tym właśnie kojarzy się autorce Francja i paryskie ulice, skąpane wieczornymi światłami z pobliskich knajp, w których podają najlepszą lampkę wina. Jednak to wszystko okazuje się tylko zwykłymi pozorami.
Emigracja zarobkowa, zwykle kojarzona z pieniędzmi, które leżą na ulicy, wystarczy się tylko po nie schylić, to nic bardziej mylnego, ale przekonać się o tym można tylko samemu. Pierwsze tzw. „schody” zaczynają się z mieszkaniem, gdyż w Paryżu nie można od tak wynająć sobie mieszkania. Jednak kiedy bohaterce i jej partnerowi udaje się już znaleźć lokum, pojawia się kolejny schodek w postaci znalezienia pracy. Ani udaje się „dorwać” pracę jako sprzątaczka w rodzinie jednego z rosyjskich oligarchów. Razem z bohaterką widzimy ogromny kontrast między bogatą a biedną dzielnicą, dostrzegamy jak pracodawcy potrafią traktować swoich pracowników- niczym własność, to trochę takie współczesne niewolnictwo. Poniżana, ośmieszana, traktowana wręcz jak przedmiot, pewnego dnia Ania mówi sobie „dość”.
Obok tej historii autorka przestawia swoimi oczami prawdziwy Paryż, miasto które z samej nazwy zachwyca. Dla jednych to stolica mody, dla innych miejsce na romantyczny wypad z drugą połową. W książce natomiast Paryż ukazany jest od zupełnie innej strony. Panujący brud, bezdomność, ubóstwo, ludzka znieczulica, pomieszana wielokulturowość i ogólny chaos. Mentalność ludzka skupiona na „lepiej nie pomagać, lepiej nie widzieć, nie reagować”. Ogromny kontrast między biedą a bogactwem. Tak w rzeczywistości wygląda Paryż.
Czytając kolejne strony, miałam wrażenie jakbym czytała w myślach swoje własne spostrzeżenia na temat tego miasta. Pamiętam jak pierwszy raz pojechałam do Paryża w odwiedziny do mojej najlepszej przyjaciółki. Zachłyśnięta najbardziej romantycznym miejscem na ziemii, chłonęłam każdy jego kawałek. Oczy rozbiegane w każdą stronę, by zapamiętać jak najwięcej. Jednak po kilku tygodniach mieszkania tam, moje różowe okulary zaczęły tracić kolor, a Paryż wcale nie był już taki piękny jak w folderach biur podróży. Słynna 18 dzielnica-Moulin Rouge to stojący pomiędzy kamienicami ze sklepami ( w których królują sex-shopy) ogromny wiatrak, a czający się za rogiem złodzieje to główna wizytówka tej części miasta. A kasztany na Placu Pigalle? To zwykły plac na granicy dwóch dzielnic, z pewnością na którym nie rosną kasztanowce, a za to unoszoną się tam przez wiatr śmieci i wszędzie panuje nieporządek. No i ta podróż paryskim metrem :D :D - dokładnie tak jak to opisała autorka- wsiadasz, starasz się wcisnąć w najdalszy kącik, skupiona na czytaniu książki czy wiadomości w telefonie, unikasz kontaktu wzrokowego z innymi towarzyszami podróży, w nadziei, że w tej zamkniętej puszcze, która mknie podziemiami miasta, nie strzeli do głowy nikomu nic głupiego, no chyba że na kolejnej stacji wsiądzie samozwańczy grajek czy bezdomny, chcący wyłudzić od Ciebie kilka euro. Tak właśnie pamiętam swoje podróże paryskim metrem. Z perspektywy kilku tygodni zrozumiałam moją przyjaciółkę, która na samym początku mojego pobytu tam rzuciła hasło w stylu
” O boże, następna, Kaśka, co Ty się tak jarasz tym miastem, jak małe dziecko kiedy widzi śnieg, czekaj, zabiorę Cię na przejażdżkę :D”. No i zabrała, a z czasem moja wizja Paryża upadła :D
No ale, żeby tak nie narzekać to Paryż to mimo wszystko piękne miasto, ogrom zabytków, multiculti, pięknych kamienic, magicznych knajp i zwykłych paryżan, których otwartość i elegancja towarzyszą od małego.
Wracając do mojej recenzji, dziękuję Ani Sławińskiej, za to że mogłam po raz kolejny przenieść się w miejsce, które mimo tak odmiennych sytuacji i wielokulturowości, zachwyca mnie za każdym razem.
Przedstawiona przez autorkę emigracja to ciężki kawałek chleba do zjedzenia, który wiąże się nie tylko z zarabianiem pieniędzy, ale także z tęsknotą za najbliższymi, rozłąką, często robieniem czegoś wbrew sobie. Przede wszystkim jest to ogromny sprawdzian dla każdego kto decyduje się na wyjazd za granicę, sprawdzian czy jesteśmy w stanie pokonać własne lęki i słabości, po przecież cel który sobie wyznaczyliśmy jest jedynym do czego dążymy w spełnianiu naszych marzeń.
Autorce gratuluję odwagi i lekkości pióra w napisaniu tej powieści. Mam nadzieję, że kolejne Pani książki będą równie celne i udane jak ta, doprawione lekką nutą autoironii i humoru, obok których nie można przejść obojętnie.
Wydawnictwu Novae Res dziękuję serdecznie za umożliwienie przeczytania i napisania tej krótkiej recenzji.
Moja ocena: 9/10