"Hex" Thomas Olde Heuvelt

Powieść Thomasa Olde Heuvelta, która trafiła na polski rynek wydawniczy jest wersją, którą autor napisał ponownie, by wydać ją na rynku amerykańskim. Zostało zmienione nie tylko miejsce akcji: przeniesione z holenderskiej prowincji do miasteczka Black Spring. Zmienione zostało również zakończenie oraz niektóre motywy wynikające z typowo niderlandzkich podań i wierzeń.

Black Spring byłoby spokojnym amerykańskim miasteczkiem, niczym się nie wyróżniającym, niewielkim, gdzie każdy każdego zna. Tak zdawałoby się na pierwszy rzut oka, bowiem skrywa mroczną tajemnicę. Nocami na ulicach pojawia się duch wiedźmy z zaszytymi oczami i ustami. Mieszkańcy przyzwyczaili się do zjawy, żyją zgodnie z jej rytmem i wskazaniami posiadanej przez nich aplikacji Hex. Wszyscy panicznie boją się dnia, gdy zjawa się przebudzi, a ktoś otworzy jej oczy i wydarzy sie tragedia.

Książka Heuvelta straszy i to porządnie. Wzbudza dreszcze obrzydzenia, bo nie brak w niej apokaliptycznych obrazów, niezwykle okrutnych, przekraczających granicę dobrego smaku. Z pewnością nie jest to książka dla osób wrażliwych, a nawet takich, które lubią powieści z delikatnym dreszczykiem.

Postaci są nieźle zbudowane, chociaż część jest bardzo oklepana. Nietuzinkową i wyróżniającą się osobą jest właścicielka sklepu mięsnego. Popychana i wyzywana, wykorzystywana i bita, nie skarży się specjalnie na swój los, a w miarę swoich możliwości działa, by w razie mrocznych czasów ochronić siebie i syna.

Jedną z rzeczy jakie mi przeszkadzały było nadmierne i obcesowe przywoływanie amerykańskiego obywatelstwa mieszkańców. Wyjaśniło się to na samym końcu, w posłowiu, gdzie autor przyznał, że książkę przepisał w taki sposób, by przenieść jej akcję do USA. Jednak moim zdaniem zabieg utwierdzania czytelnika, że bohaterowie są Amerykanami jest nie trafiony.

Hex to solidny horror, który jest w stanie przestraszyć niejednego. Jest historią ukazującą, starą prawdę, że najgorsze demony drzemią w ludziach.