PoważnieNiepoważny
Kiedy ekskrementy trafiły w klimatyzator
Kurt Vonnegut - Hokus-Pokus
AUTOR: Kurt Vonnegut
TYTUŁ: Hokus-Pokus
GATUNEK: literatura piękna
DATA WYDANIA: 31.05.2022r.
WYDAWNICTWO: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-8202-591-0
ILOŚĆ STRON: 456
OCENA: 8/10
"Jak długo istnieje klasa niższa – należę do niej. Jak długo istnieje element przestępczy – wywodzę się z niego. Jak długo choćby jedna dusza przebywa w więzieniu – nie jestem wolny.”
Spośród tych powieści, które z dorobku Vonneguta udało mi się przeczytać, z wielką przykrością i lekkim wstydem muszę przyznać, że Hokus-Pokus jest niestety tworem najgorszym. Wątek autobiograficzny w tej powieści nie jest tak wyraźny jak chociażby w Rzeźni numer 5, ale trzeba przyznać, że postać Eugene’a Debsa Hartke’go coś z samego Kurta ma. Obaj byli żołnierzami, obaj wykładali w szkołach wyższych, na szczęście dla tego drugiego (realnego), tylko ten pierwszy skończył w więzieniu. W rzeczywistości, pisarz w osobie bohatera powieści zaklął dwie postacie historyczne. Obie związane z wojną wietnamską. Obie związane z polityką. Z Rzeźnią numer 5, jak już przy niej jesteśmy, Hokus-Pokus łączy również krótko przedstawiony wątek Tralfamadorian.
Hokus-Pokus to gorzka opowieść snuta przez weterana wojny w Wietnamie, który zdecydowanie bardziej zamiast do West Point, wolał trafić do klubu jazzowego, najlepiej na stołek przy fortepianie. Rzucony już od małego na wzburzone wody życia, po długim czasie zaczyna się przyzwyczajać do tego, że jego losem kieruje chaos. Ten natomiast powinien być mieszaniną złego i dobrego, a póki co Eugene za dużo tego drugiego nie doświadcza. Trauma związana z Wietnamem, niemożność (a może niechęć) stworzenia normalnej rodziny (mimo posiadania dzieci), obranie ciągłych zmian jako ciągłej stałej, praca początkowo w szkole z osobami w pewnym sensie ograniczonymi, następnie w więzieniu, w którym doświadcza wątpliwej przyjemności pobytu po obydwu stronach krat. Po tej mniej komfortowej spisuje swoje wspomnienia. I to w wątku przewodnim byłoby na tyle. Vonnegut nie byłby jednak sobą, gdyby nie ukrył dna drugiego.
Hokus-Pokus został wydany w 1990 roku jako jedna z ostatnich powieści Kurta. I pomimo oczywistego sarkazmu, ironii, groteski, satyry i wytykania głupoty, nie tyle zauważalnych, co po prostu bardzo wyraźnie widocznych we wszystkich jego powieściach, tu autor patrzy na świat (bardziej na Amerykę) w momencie, w którym głupota wiedzie prym i rozszalała się na dobre. Vonnegut nie zwraca się już do nas czytelników z apelem:
„patrzcie do czego może doprowadzić ludzka głupota… mimo tego, że doskonale to wiecie, nic z tym nie robicie”,
ale bardziej:
„patrzcie, nic z tym nie robiliście, a teraz jest już za późno ale w sumie mam to mocno i daleko w poważaniu”.
Mimo takiej mojej interpretacji, widzę w książce również ziarenko nadziei. Jakby Kurt wiedząc, że dla ludzi nie ma już ratunku, chciał nam pokazać nagą prawdę o zaprzepaszczonych, niewykorzystanych szansach i do czego takowe prowadzą.
W tej pozycji zdecydowanie bardziej niż w innych zauważalny jest chaos. Całość określiłbym mianem kolażu z tych wszystkich chusteczek, serwetek, zwitków, kartek i karteczek, na których swoje myśli zapisuje Hartke, a co robił również sam autor i o czym wprost informuje nas na początku książki. Dużo przeskoków czasowych, dużo postaci, dużo wydarzeń, z których większość ważna tylko dla tych, którzy je przeżyli. Wszystko to, jeżeli można w ogóle powiedzieć, że połączone, to bardzo bardzo luźno.
Chciałbym móc powiedzieć o tej książce, że podczas czytania „chciało mi się śmiać jak wszyscy diabli”, ale humor nie grał tu pierwszych skrzypiec. Mógłbym rzec, że w trakcie przerzucania kolejnych kart powieści czułem jakby „ekskrementy trafiły w klimatyzator”, jednakże nadal obecna groteska mi to uniemożliwiła. Wystarczy zatem chyba, jeżeli powtórzę po pewnym martwym już jeleniu, który spisał swoją „autobiografię” ręką Abdullaha Akbahra, zachęconego do tego przez Hartke’go. Mianowicie kiedy jeleń jeszcze żył, podchodząc, kierowany głodem w pobliże farm zaplątał się w drut kolczasty. Konając od kuli myśliwego, duma nad tym po co w ogóle się urodził i wypowiada ostatnie w swoim żywocie słowa:
„O co w tym wszystkim, do diabła, chodziło?”