PoważnieNiepoważny
"Pede poena claudo"
Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo

AUTOR: Aleksander Dumas
TYTUŁ: Hrabia Monte Christo
TYTUŁ ORYGINAŁU: Le Comte de Monte-Cristo
GATUNEK: klasyka
DATA WYDANIA:
TOM I: 18.05.2022r.
TOM II: 01.06.2022r.
WYDAWNICTWO: MG
ISBN:
TOM I: 978-83-7779-806-5
TOM II: 978-83-7779-809-6
ILOŚĆ STRON:
TOM I: 704
TOM II: 624
OCENA: 10/10
Kiedyś, jeszcze za czasów licealnych wziąłem do szkoły butelkę kompotu, o której zapomniałem. Nijak się ten fakt ma do recenzji tejże powieści, ale właśnie mija 14 rok, odkąd ta sama butelka kompotu leży w piwnicy. Przetrzymywanie jej tam to już tradycja. Gdyby Edmunda wtrącili do lochów dokładnie wtedy, kiedy szedłem z kompotem do szkoły, dziś zapewne już cieszyłby się wolnością. Jak ten czas leci…
Ilekroć w telewizji emitowany był Hrabia Monte Christo, zawsze widziałem tylko jedną scenę, bo albo za późno włączyłem, albo musiałem się zająć czymś innym, więc chwilę po ucieczce Edmunda mój seans dobiegał końca (rozpoczynał się zawsze chwilę przed ucieczką). W związku z tym faktem, dopowiadałem sobie historię sprzed i po wydarzeniach z ekranu. Kto go do tych lochów wsadził? Kiedy? I dlaczego? Kim był przed uwięzieniem? Kim stał się po ucieczce? Kim był ów starzec, który w jakimś stopniu umilał Edmundowi pobyt w celi poprzez zwykłą rozmowę? Tak dużo pytań. I chociaż na większość z nich odpowiedzi tworzyłem sobie sam, to byłem pewien dwóch w 100%. Dantes siedzi tu za niewinność i… film zapewne kończy się niedługo po ucieczce. Aleksander Dumas wyjaśnił mi dopiero teraz, że samo trafienie do więzienia, pobyt w nim oraz wspomniana ucieczka zamyka się na zaledwie kilkuset stronach. Co jest w takim razie na pozostałym tysiącu?
Powieść rozpoczyna wpłynięcie do Marsylii trójmasztowca „Faraon”, którego kapitanem niebawem ma zostać młodziutki Edmund Dantes – oficer marynarki. Dwudziestolatek szykuje się również do zaręczyn z piękną Kastylijką – Mercedes. Sława, chwała, bogactwo, miłość, wymarzona praca i przyjaźń. Te furtki zostają przez Edmunda prawie, że jednocześnie pootwierane. Przejść przez nie jednak nie daje mu zazdrość współtowarzyszy, którym się to nie podoba. Postanawiają „utrzeć nosa” młodziakowi, pisząc oparty jedynie na domysłach donos. W XIXw. Francji, w której piłeczkę przerzucają sobie ciągle bonapartyści z rojalistami, zdrada stanu jest surowo karana. Dziwne zbiegi okoliczności, a także chęć zatuszowania pewnych spraw przez rządzących, doprowadzają Edmunda do lochów twierdzy If, gdzie spędzi następne 14 lat. W jednej chwili następstwa „niewinnych żartów” zabierają mężczyźnie wszystko. Mozolny proces naprzemiennego łamania i stabilizowania psychiki Edmunda doprowadza do jego ostatecznej przemiany. W ciągu 14 długich lat z kiełkującego w nim ziarenka zemsty rodzi się wielkie drzewo intrygi. Dantes po ucieczce kolejno obdarowuje swoich oprawców jego owocami.

Powiedzieć o tej powieści, że jest intrygująca, ciekawa i dobrze napisana to jak nic nie powiedzieć. Nie wiedziałem, że książka może aż tak wciągnąć. Dumas odwalił duży kawał bardzo dobrej roboty pisząc w 1844 roku Hrabiego. To po prostu od początku do końca trzymało w napięciu i nie ważne czy znajdowałem się akurat na „Faraonie”, czy w lochu twierdzy If, czy podglądałem sukcesywne, powolne, rozsmarowane na tysiącu stron realizowanie zemsty przez Edmunda. To się nie dłużyło. Mam wrażenie, że Dumas od pierwszego do ostatniego wyrazu opisał każdy wątek dokładnie tak, jak sobie to zaplanował. Stworzył szlachetnego ale i naiwnego młodzieńca i profesjonalnie zamienił go w inteligentnego, wyrachowanego, ekscentrycznego i przewidującego każdy krok mężczyznę, nadal szlachetnego, ale kierowanego już zdecydowanie mniej szlachetnymi pobudkami. Napisał po prostu genialną powieść o wyrównaniu rachunku krzywd, w myśl łacińskiego „pede poena claudo” („kara o kulawej nodze” tzn. powolna, acz pewna) ale nie tylko…
Hrabia Monte Christo to taki pryzmat, z momentem rozszczepienia w chwili metamorfozy głównego bohatera, co interpretowane jest przez niego samego m.in. jako przekazanie „boskiej pałeczki”. Od tej chwili to on wymierza sprawiedliwość, a wszystkie zbiegi okoliczności, często aż nazbyt rażące tylko potęgują jego postać w oczach czytelnika. Powieść zauważalnie dąży do pewnego rodzaju równowagi. Oczywiście w rozumieniu głównego bohatera. Wszyscy ci, którzy doprowadzili do skazania Edmunda dostają to, na co zasłużyli. Wynagrodzeni zostają również ci, którzy pozostali mu wierni od początku. Każda postać, która pojawia się w powieści często zupełnie przypadkowo, okazuje się kolejnym malutkim elementem Edmundowej układanki, bez której nie da się patrzeć na dzieło w pełnej okazałości. Niektórych rzeczy nie da się jednak ponaprawiać, tak samo jak nie da się naprawić w całości złamanej psychiki Dantesa.
Dzięki temu całemu wielkiemu teatrowi, w którym postaci zyskują możliwość ruchu ewidentnie dzięki Edmundowi – wielkiemu konstruktorowi misternego planu, mamy doskonałą okazję poznać przemycone przez Dumasa sylwetki XIX wiecznych „ludzi pieniądza”, Francuzów (głównie) i Włochów, ich mentalność, a także życie codzienne, tych brylujących na salonach oraz tych, którzy są niczym innym, jak dumasowskim „żużlem z pieca, w którym kotłuje się społeczeństwo”. Tłem oczywiście nadal są bonapartystyczno-rojalistyczne przepychanki.
Po przeczytaniu powieści zastanawia mnie nadal kilka rzeczy. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, czy pobyt w twierdzy If był jednoznacznie taki zły, zmieniając Edmunda z łatwowiernego naiwnego chłopca w dojrzałego, inteligentnego mężczyznę? Oczywiście wiele zostało mu wydarte, ale czy bez tego zabiłby w sobie chłopca? Jak potoczyłyby się jego losy w alternatywnych okolicznościach? Jak pielęgnowałby przyjaźń, miłość i łączył to wszystko z pracą? I czy nie byłby potężniejszy w oczach czytelników, gdyby cała ta zemsta, którą genialnie zaplanował nie była od początku sponsorowana przez starego księdza – towarzysza odsiadki dzięki jego zakopanemu kiedyś na wyspie wielkiemu majątkowi? Wystarczyłoby żeby ów skarb nie istniał i można dojść do oczywistego wniosku, cytując jeden znany polski film.
„Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to … nic”