PoważnieNiepoważny
Pewnego razu na Florinie...
Isaac Asimov - Imperium Galaktyczne tom II: Prądy przestrzeni

AUTOR: Isaac Asimov
TYTUŁ: Prądy przestrzeni
TYTUŁ ORYGINAŁU: The Currents of Space
CYKL: Imperium Galaktyczne
TOM: II
GATUNEK: science-fiction
DATA WYDANIA: 14.06.2022r.
WYDAWNICTWO: Rebis
ISBN: 978-83-8188-524-9
ILOŚĆ STRON: 240
OCENA: 9/10
Halo? Ja pytam gdzie jest dalszy ciąg tej Asimovowej space opery? Ci źli zostali ukarani, Ci dobrzy zostali nagrodzeni, to co było do wyjaśnienia, zostało wyjaśnione (albo przynajmniej zrozumiane) co prawda książka nie kończy się żadnym cliffhangerem, ale jestem ciekawy co nowego u Linganejczyków, Rhodyjczyków, Tyrannejczyków, no i oczywiście u naszego ziemskiego rodzynka Farilla, nawet jeżeli ta historia miałaby być żmudna i nudna. W końcu „Gwiazdy jak pył” do najlepszych powieści Asimova nie należą. Sięgając po pierwszy tom, myślałem, że cały cykl Imperium Galaktycznego łączy nie tylko podwalina pod Fundację, ale również wątek fabularny. „Prądy przestrzeni” to zupełnie odrębna historia przedstawiająca losy nieznanych wcześniej bohaterów z akcją ograniczoną zaledwie do dwóch planet i niewielkiej przestrzeni dookoła każdej. Całość nadal utrzymana w konwencji space opery z wątkiem kryminalno-detektywistycznym i osadzona w początkach kształtowania się tytułowego galaktycznego imperium.

Powieść rozpoczyna dialog pomiędzy pewnym ziemskim kosmoanalitykiem, a… no właśnie. To, z kim rozmawia ów Ziemianin stanowi jedną z głównych zagadek i jeżeli sami nie domyślicie się kim jest rozmówca (nie jest to wbrew pozorom takie trudne), spokojnie, Asimov na końcu Wam to zdradzi. Dwaj mężczyźni rozmawiają w jednym z miejscowych oddziałów Międzygwiezdnego Biura Kosmoanalizy na temat jakichś badań sugerujących nadchodzące zniszczenie jednej z planet. Jak się później okazuje, nie jest to jakaś przypadkowa nic nie znacząca pusta planeta, ale Florina – jedyne w kosmicznej przestrzeni źródło kyrtu, z możliwością jego uprawy i już samo to stawia ją w hierarchii wartości na dosyć wysokiej pozycji. Planeta ponadto jest zamieszkana przez miliony (o ile nie miliardy) Florińczyków, którzy pracując niewolniczo przy uprawianiu wymienionego wcześniej surowca, nawet nie marzą o buncie, gdyż to jedyne życie, jakie znają. Pracują i żyją tak od pokoleń po to, aby sarkańskim rządcom zapewnić dobrobyt. Kiedy okazuje się, że lada chwila planetę-skarbiec może trafić szlag, a wraz z jej wybuchem życie stracą miliony istnień, wypadałoby podjąć jakiekolwiek działania zapobiegawcze. I do tego dąży wspomniany na początku akapitu Ziemianin – Rik. Nie wiemy w zasadzie, czy Rik to jego prawdziwe imię. Jego tajemniczy rozmówca po dość krótkiej wymianie zdań używa na nim psychosondy – urządzenia wymazującego pamięć. Nasz pozbawiony pamięci bohater po przywróceniu świadomości budzi się właśnie na Florinie…
Ten tom jest lepszy od poprzednika. A skoro poprzednik już sam w sobie był dobry, wiele dopowiadać nie trzeba. Mimo zaawansowanej technologii i skoku czasowego w przód tak znacznego, że nawet ciężko nam sobie to wyobrazić, niektóre zjawiska wydają się być niezmienne od zarania dziejów. I tak, jak w „Gwiazdach jak pył” mamy styczność z ożenkiem w celu strategicznym i politycznym, mniej z miłości, bardziej z przymusu, tak w „Prądach przestrzeni” życie zwykłego szarego Florińczyka zdaje się niewiele znaczyć wobec wielkiego pragnienia komfortu rządzącej klasy panów. Piątka Wielkich Posiadaczy podzieliła Florinę tak, aby każdy dostał mniejszy bądź większy kawałek tego kyrtowego tortu, którym ma zarządzać, cichaczem knując jak powiększyć zysk.
Książka jest na tyle cienka, żeby udało się ją przeczytać w ciągu dnia nawet tym najwolniej czytającym, a jednocześnie na tyle gruba, aby zmieścić treść w sposób satysfakcjonujący. Mimo iż teoria tytułowych prądów w rzeczywistości w praktyce bierze w łeb, tu brzmiała całkiem sensownie. Czekam cierpliwie na "Kamyk na niebie" – trzecią i na to wygląda, że ostatnią część cyklu. Będę mógł wtedy dumnie powiedzieć, że jedna z moich półek podtrzymuje całe Imperium Galaktyczne.