top of page
  • Aga K.

"Pod krzewami bzu" Louisa May Alcott


Książki autorstwa Louisy May Alcott są dla mnie komfortowymi lekturami - powieściami, które otulają swoim ciepłem, spokojem, urokiem i odrobiną humoru. Nie przeszkadza mi ich staroświeckość, nie drażni (z reguły) moralizatorstwo, jakie czasem się z nich wylewa, za to bawią mnie i zapewniają chwile oderwania od rzeczywistości. Tak miałam przy lekturze "Małych kobietek" i kontynuacji tej historii, to samo było przy czytaniu książki "Ośmioro kuzynów". I podobne odczucia mam po przeczytaniu "Pod krzewami bzu", o czym za chwilę...


Powieść ta rozpoczyna się od spotkania, które zmienia życie dwóch małych sióstr - Bab i Betty, ale też mieszkańców pewnej małej miejscowości. Otóż nie wiadomo skąd pojawia się Ben, chłopiec, który uciekł z cyrkowej trupy razem ze swoim zabawnym i bardzo mądrym psem, Sancho. Razem z nimi okoliczne dzieci przeżywają różne przygody, a również życie niektórych dorosłych odmienia spotkanie z rezolutnym chłopcem...


Tak, jak oczekiwałam, ta lektura dała mi chwilę oddechu i odpoczynku od codzienności, dużą dawkę przyjemnego ciepełka, zauroczyła i zapewniła uśmiech w te ponure, zimowe dni. Wbrew pozorom nie jest to jednak książka przesłodzona, raczej taka ciepła i życiowa, z małymi radościami i dużymi smutkami, z sukcesami i upadkami, z blaskami i cieniami życia, oczywiście w wersji dziecięcej. Chociaż pewne fragmenty tej książki mogą być nieco problematyczne dla młodych czytelników, zwłaszcza tych wrażliwych, to jednak myślę, że całość może zauroczyć większość czytających.


Poza tym, mamy w tej książce ciekawych bohaterów, którzy nie są może jakoś szczególnie dokładnie opisani, nie mają bardzo rozbudowanych charakterów, ale przyjemnie się czyta o ich przygodach. Jest tu więc przeuroczy psi bohater, jest sympatyczny, choć doświadczony życiowo Ben, są słodkie, chociaż czasem nieco nieposłuszne siostry Bab i Betty, czy mądra panna Celia - każdy wnosi coś do tej historii i dodaje jej nieco kolorytu.


Podobnie jak w innych książkach pani Alcott, nie brak tu oczywiście pouczeń, ale nie są one aż tak wyraźne i częste, jak choćby w "Małych kobietkach", więc nie drażnią czytelnika. Autorka przemyca tu również odrobinę feminizmu, oczywiście na miarę swoich czasów, pokazując swoim młodym czytelniczkom, że nie tylko chłopcy mogą być kim chcą, ale też małe dziewczynki mogą zdobyć, co tylko sobie zamarzą: "wierzyła bowiem, iż dziewczęta mogą osiągnąć wszystko, jeśli tylko dążą do tego z cierpliwością oraz rozumem".


Bardzo przyjemnie czytało mi się tę książkę, a i jej cudne wydanie i ilustracje, również umiliły całą lekturę. Nie będzie to może moja ulubiona historia autorstwa Louisy May Alcott, bo jednak bardziej podobały mi się "Małe kobietki", ale myślę, że jeszcze nie raz wrócę do tej powieści. Myślę, że będzie ona taką świetną "comfort book" i jako taką lekturę polecam ją nie tylko młodym czytelnikom, ale też tym trochę starszym ;).


Recenzja przygotowana we współpracy z Wydawnictwem MG - dziękuję za egzemplarz tej uroczej książki.


#louisamayalcott #lmalcott #podkrzewamibzu #wydawnictwomg #literaturadziecięca #klasykaliteratury

60 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page