PoważnieNiepoważny
Tylko nie Dallas... - Strefy cz.2
Kinga Chojnacka - Strefy tom II

AUTOR: Kinga Chojnacka
TYTUŁ: Strefy
TOM: II
GATUNEK: fantasy / science fiction
DATA WYDANIA: 27.07.2022r.
WYDAWNICTWO: Novae Res
ISBN: 978-83-8219-985-7
ILOŚĆ STRON: 802
OCENA: 4/10
„Zbuntowana, niezrównoważona psychicznie i emocjonalnie dziewczyna, której zachowanie pozostawia wiele do życzenia jest idealnym przykładem kogoś, kto twierdząc, że nie potrzebuje innych ludzi, potrzebuje innych ludzi tylko po to, żeby im powiedzieć jak bardzo ich nie potrzebuje. Jest wulgarna i skrajnie chamska w wielu sytuacjach. Prowokuje, przez co ściąga na siebie i towarzyszy coraz to nowsze problemy. O tak negatywnej, toksycznej postaci nie czytałem chyba nigdy (albo bardzo dawno) (…) denerwowała mnie ze strony na stronę coraz bardziej i ze strony na stronę liczyłem, że może stanie jej się coś, przez co nie będę jej musiał już znosić…”
Tak o jednej z głównych bohaterek pisałem jeszcze pod koniec 2020 roku przy okazji recenzji debiutu Pani Kingi Chojnackiej. Moje zdanie na temat Marion Dallas nie zmieniło się, ale nadal mam ochotę podziękować autorce, ponieważ to, że postać irytuje, więc wpływa na odbiorcę - czyni ją jakąś. Nie, jak milion drewnianych postaci z miliona innych powieści. Dzięki postępom w fabule rozjaśnia się nieco również to dlaczego jest jaka jest.
Mamy rok 2023. Drugi tom Stref, bo to o nich mowa wpadł mi w ręce w okolicach września 2022 i jak wielkie nadzieje i ciekawość towarzyszyły mi przez te dwa lata do jego premiery, tak wielkiego rozczarowania doświadczyłem już w trakcie czytania. Pierwszą część kończy jakże radosny w moim odczuciu obrót spraw z będącym w pewnym sensie porwaniem szanownej Marion do Strefy B i przetrzymywaniem jej tam. Moje szczęście wzrastające wprost proporcjonalnie do jej nieszczęścia niestety nie trwa zbyt długo, ponieważ tej udaje się uciec… Dobrze, że to opasłe, prawie 800 stronicowe tomiszcze nie skupia się na tej, którą opisałem na początku. Autorka skacze rozdziałami raz do Marion, raz do tego wyglądającego jak połączenie Bucky’ego Burnes’a i Chad’a Kroeger’a naiwnego faceta o bardzo małym rozumku i bardzo dużym szacunku do wszystkiego, co żywe, nawet jeśli wrogie – czyli Ethana. Tym razem przyjdzie im stoczyć niejedną walkę i to nie tylko ze strefowymi, ale osobno i na swój sposób. Ethan za wszelką cenę dąży do odnalezienia Marion, ale kiedy ma okazję wspomóc niewinnych ludzi w czymkolwiek, robi to. Marion ma bardzo głęboko w poważaniu Ethana, czego można się było spodziewać i w sumie to nie wiadomo jaki ma cel. Nie chce się nikomu podporządkowywać, sama też nie jest w stanie niczego sensownego wymyślić, ale jak trzeba przejść przez tłum uzbrojonych wrogów to choćby nie miała rąk i nóg, udaje jej się to tak zjawiskowo, jak Neo w Matrixie. Całe szczęście jest jeszcze Emma, która chyba jako jedyna ma głowę na karku i gdyby nie Marion, już dawno znalazłaby sposób jak radzić sobie z Czarną Falą, a jeszcze szybciej rozwikłałaby zagadkę co takiego knują za murami Strefy B. Wątek tej pani jest zdecydowanie najciekawszy.
W książce zabrakło mi pociągnięcia wątku z uwięzieniem Marion. Już nawet nie przez fakt, że ta postać irytuje mnie odkąd miałem okazję o niej przeczytać po raz pierwszy i cicho liczyłem na to, że skoro umrzeć nie może, to może zwyczajnie przesiedzi te 800 stron w zapomnieniu i odda pierwsze skrzypce komuś innemu. Przecież można było trochę wyciszyć atmosferę, nie ujmując wysokości napięcia. Niestety jak szybko ją uwięziono, tak szybko udaje jej się zwiać. I wracamy prawie, że do punktu wyjścia. Tu non stop ktoś kogoś odbija, wszędzie słychać wybuchy i strzały, jeżeli ktoś nie krzyczy, to tylko dlatego, że najprawdopodobniej nie żyje. Myślisz sobie, ok, rozdział skończył się odparciem ataku na jedno z miast, teraz zanurzymy się w wątku Rose Pletner. Nie prawda. Ethan z ekipą jedzie gdzieś, gdzie słychać znowu jak nie strzały to wybuchy, wszystko rozchrzaniają drony, a wszyscy ci, którzy nie krzyczą to… wiecie sami.
Kolejny fakt niepozwalający pozytywnie odnieść się do tej części cyklu, to nadludzka wytrzymałość Marion. Jest wielką, obrażoną na cały świat buntowniczką, rozumiem. Została naszprycowana Różą (mimo, że nie wiem kiedy) – rozumiem. Ale tyle obrażeń, co ta kobieta otrzymała, wylizując się z nich w przeciągu stosunkowo dość krótkiego czasu stawia ją gdzieś pomiędzy Loganem, a Hulkiem. Mimo, że to oczywista fikcja literacka i sensacja, to takie zjawiska odbierają książce realizm, a to skutkuje brakiem empatii już nie tylko w stosunku do samej Marion, ale także do innych postaci przewijających się przez książkę. Zwyczajnie guzik obchodziło mnie co się z nimi stanie (no może z wyjątkiem Emmy).
Na tych 800 stronach znajdziemy co najmniej kilka irracjonalnych zachowań i zjawisk. Książka znudziła mnie do tego stopnia, że już sam nie wiem, czy to nie jest po prostu efekt mojego przysypiania nad lekturą. Poza wątkiem z badaniami Emmy w tym tomie Stref, niestety zrobiło się nudno, przewidywalnie i przede wszystkim powtarzalnie.
Nie mam absolutnie pretensji odnośnie do kreacji świata. Nie jest, co prawda odkrywczy, o sztampie pisałem już przy okazji recenzji pierwszego tomu, ale książek osadzonych w świecie post-apo powstało pierdyliard i mimo kolejnej – tej spod pióra Pani Chojnackiej, tego typu światy znajdują duży popyt wśród czytelników, także u mnie. To uniwersum zwyczajnie nie może się nam „ulać”. Opuszczone blokowiska, dziwna zaraza, „ci lepsi” pochowani w bezpiecznych strefach, „ci gorsi” umierający z głodu, choroby, albo potopieni w kwaśnym deszczu, to klimat znany, ale wciąż doceniany. Chcemy to oglądać, chcemy to eksplorować i chcemy o tym czytać.
Podsumowując:
Jestem książkowym masochistą? Jestem
Mordowałem się przy tomie drugim Stref? Nieziemsko.
Świetnie bawiłem się przy tomie pierwszym? A jakże! Oceniłem na 9!
Jest zatem 1:1. Pani Kingo, proszę pisać tom trzeci. Jest co wyjaśniać, a ja chętnie zerknę.